Zainspirowany przez niezrównaną „Nie Tylko Sekretarkę”, (Tesią również zwaną) swoje zakupowe szaleństwa opiszę.
Z racji życia obecnie w stanie starokawalersko-słomiano-wdowcowym musiałem sam z samego rana na całotygodniowe zakupy się wybrać.
Zazwyczaj staram się sporządzić sobie karteczkę z tym co mi jest „niezbędnie potrzebne”, ale że się tutaj trochę rozleniwiłem i dyscypliny finansowej nie muszę ściśle przestrzegać, to poszedłem na żywioł.
Niestety, preferowana przeze mnie metoda robienia zakupów tu się nie sprawdza - nie mam tutaj małych, przyjaznych sklepików do których mogę sobie pokopytkować, i miło pogawędzić z „żenami za pultem” :)
Tutaj muszę korzystać z wielkopowierzchniowych marketów i delikatesów, gdzie jestem anonimowy jak alkoholik jakiś i nikt ani dobrego słowa nie powie, ani nie doradzi, że np. dzisiaj to ten serek, albo ta wędlinka (chlip, chlip).
W dodatku muszę pojechać do dwóch takich sklepów, bo jak coś jest w jednym, to w drugim nie ma i odwrotnie :(.
Tak więc, jak mnie najdzie na w miarę normalny chleb (tutaj z niewiadomych przyczyn zwany „niemieckim”) muszę pojechać do wielkich delikatesów Danuba.
Spędzam tam średnio około godziny, jak wiatry sprzyjają.
Dodatkowo dostałem zamówienie od jednego zaprzyjaźnionego Kangura, więc jeszcze musiałem dla Niego produktów rozmaitych poszukać.
Naszło chłopa na kawę z kardamonem, którą ja sam też uwielbiam, więc udałem się na poszukiwania takowego wynalazku.
No jasna franca, syfilis i trąd – na półkach nie ma normalnej kawy tylko instanty, nes(S)ki (z całym szacunkiem - Agnieszko :-D) i inne takie.
Błądzę więc po tych hektarach i kompletnie nie mam pomysłu, gdzie tego cholerstwa szukać.
Krążę, jak nie przymierzając sęp jakiś nad pustynią, aż się zdecydowałem jakiegoś sprzedawcy zapytać.
Pytanie od pewnej niezmiernie „dociekliwej i wcale nie złośliwej” Niewiasty już pewnie wisi w powietrzu - "to czemu, wołku zbożowy, wcześniej nie zapytałeś ???”
Ano z bardzo prozaicznego powodu – Panowie Sprzedawcy język angielski znają…….. pobieżnie (???) Tak, dobre słowo- pobieżnie :-DDDD
Ale wyjścia nie ma – sam nie znajdę.
Zapytałem jednego sympatycznego młodego człowieka. Miał wielkie znaki zapytania w oczach.
„Nic, to Baśka, nic to......” próbuję dalej .
Drugi Pan – bardziej komunikatywny, gdzieś mnie prowadzi.
Kurde, co jest?
Stoiska z fasolą, ziołami, orzechami, migdałami i innymi tego typu wynalazkami.
Ale, ale...... coś tu jeszcze jest :)
W wielkich kulach szklanych, takich jak kiedyś sprzedawano cukierki – kawa w ziarenkach.
Byłem wniebowzięty. Tak, ale co z tym kardamonem ???
Dobra, podchodzę do Pana Kawopodawcy – i miłe zaskoczenie – przyjazna dla ucha angielszczyzna :-DD
No to jesteśmy w domu :)
Z „coolem” na pysku proszę pana o kawę z kardamonem :)
A Pan pyta „jaką" ?
„Dobrą" – odrzekłem.
To Pan prowadzi mnie do kul i opowiada, że ta turecka, to jest w 3 gatunkach i powinna mi zasmakować. OK, ale gdzie jest kardamon ???
Wybrałem mocno paloną i czekam.
Pan pomknął z ładunkiem kawy do młynka……… wyjął ………… sproszkowany kardamon i zapytał ile ma dosypać .
Lubię mocno kardamonową, więc Pan od serca sypnął, wymieszał najpierw z całymi ziarenkami wyćwiczonymi barmańskimi ruchami, wrzucił „zusammen do kupy” do młynka i ... gotowe.
O innych zakupach – przy okazji :P
Z racji życia obecnie w stanie starokawalersko-słomiano-wdowcowym musiałem sam z samego rana na całotygodniowe zakupy się wybrać.
Zazwyczaj staram się sporządzić sobie karteczkę z tym co mi jest „niezbędnie potrzebne”, ale że się tutaj trochę rozleniwiłem i dyscypliny finansowej nie muszę ściśle przestrzegać, to poszedłem na żywioł.
Niestety, preferowana przeze mnie metoda robienia zakupów tu się nie sprawdza - nie mam tutaj małych, przyjaznych sklepików do których mogę sobie pokopytkować, i miło pogawędzić z „żenami za pultem” :)
Tutaj muszę korzystać z wielkopowierzchniowych marketów i delikatesów, gdzie jestem anonimowy jak alkoholik jakiś i nikt ani dobrego słowa nie powie, ani nie doradzi, że np. dzisiaj to ten serek, albo ta wędlinka (chlip, chlip).
W dodatku muszę pojechać do dwóch takich sklepów, bo jak coś jest w jednym, to w drugim nie ma i odwrotnie :(.
Tak więc, jak mnie najdzie na w miarę normalny chleb (tutaj z niewiadomych przyczyn zwany „niemieckim”) muszę pojechać do wielkich delikatesów Danuba.
Spędzam tam średnio około godziny, jak wiatry sprzyjają.
Dodatkowo dostałem zamówienie od jednego zaprzyjaźnionego Kangura, więc jeszcze musiałem dla Niego produktów rozmaitych poszukać.
Naszło chłopa na kawę z kardamonem, którą ja sam też uwielbiam, więc udałem się na poszukiwania takowego wynalazku.
No jasna franca, syfilis i trąd – na półkach nie ma normalnej kawy tylko instanty, nes(S)ki (z całym szacunkiem - Agnieszko :-D) i inne takie.
Błądzę więc po tych hektarach i kompletnie nie mam pomysłu, gdzie tego cholerstwa szukać.
Krążę, jak nie przymierzając sęp jakiś nad pustynią, aż się zdecydowałem jakiegoś sprzedawcy zapytać.
Pytanie od pewnej niezmiernie „dociekliwej i wcale nie złośliwej” Niewiasty już pewnie wisi w powietrzu - "to czemu, wołku zbożowy, wcześniej nie zapytałeś ???”
Ano z bardzo prozaicznego powodu – Panowie Sprzedawcy język angielski znają…….. pobieżnie (???) Tak, dobre słowo- pobieżnie :-DDDD
Ale wyjścia nie ma – sam nie znajdę.
Zapytałem jednego sympatycznego młodego człowieka. Miał wielkie znaki zapytania w oczach.
„Nic, to Baśka, nic to......” próbuję dalej .
Drugi Pan – bardziej komunikatywny, gdzieś mnie prowadzi.
Kurde, co jest?
Stoiska z fasolą, ziołami, orzechami, migdałami i innymi tego typu wynalazkami.
Ale, ale...... coś tu jeszcze jest :)
W wielkich kulach szklanych, takich jak kiedyś sprzedawano cukierki – kawa w ziarenkach.
Byłem wniebowzięty. Tak, ale co z tym kardamonem ???
Dobra, podchodzę do Pana Kawopodawcy – i miłe zaskoczenie – przyjazna dla ucha angielszczyzna :-DD
No to jesteśmy w domu :)
Z „coolem” na pysku proszę pana o kawę z kardamonem :)
A Pan pyta „jaką" ?
„Dobrą" – odrzekłem.
To Pan prowadzi mnie do kul i opowiada, że ta turecka, to jest w 3 gatunkach i powinna mi zasmakować. OK, ale gdzie jest kardamon ???
Wybrałem mocno paloną i czekam.
Pan pomknął z ładunkiem kawy do młynka……… wyjął ………… sproszkowany kardamon i zapytał ile ma dosypać .
Lubię mocno kardamonową, więc Pan od serca sypnął, wymieszał najpierw z całymi ziarenkami wyćwiczonymi barmańskimi ruchami, wrzucił „zusammen do kupy” do młynka i ... gotowe.
O innych zakupach – przy okazji :P