5/31/2013

Ciekawostki zakupowe czyli samotnego faceta męki

42
Ciekawostki zakupowe czyli samotnego faceta męki
Zainspirowany przez niezrównanąNie Tylko Sekretarkę”, (Tesią również zwaną) swoje zakupowe szaleństwa opiszę.
Z racji życia obecnie w stanie starokawalersko-słomiano-wdowcowym musiałem sam z samego rana na całotygodniowe zakupy się wybrać.
Zazwyczaj staram się sporządzić sobie karteczkę z tym co mi jest „niezbędnie potrzebne”, ale że się tutaj trochę rozleniwiłem i dyscypliny finansowej nie muszę ściśle przestrzegać, to poszedłem na żywioł.
Niestety, preferowana przeze mnie metoda robienia zakupów tu się nie sprawdza - nie mam tutaj małych, przyjaznych sklepików do których mogę sobie pokopytkować, i miło pogawędzić z „żenami za pultem” :)
Tutaj muszę korzystać z wielkopowierzchniowych marketów i delikatesów, gdzie jestem anonimowy jak alkoholik jakiś i nikt ani dobrego słowa nie powie, ani nie doradzi, że np. dzisiaj to ten serek, albo ta wędlinka (chlip, chlip).
W dodatku muszę pojechać do dwóch takich sklepów, bo jak coś jest w jednym, to w drugim nie ma i odwrotnie :(.
Tak więc, jak mnie najdzie na w miarę normalny chleb (tutaj z niewiadomych przyczyn zwany „niemieckim”) muszę pojechać do wielkich delikatesów Danuba.
Spędzam tam średnio około godziny, jak wiatry sprzyjają.
Dodatkowo dostałem zamówienie od jednego zaprzyjaźnionego Kangura, więc jeszcze musiałem dla Niego produktów rozmaitych poszukać.
Naszło chłopa na kawę z kardamonem, którą ja sam też uwielbiam, więc udałem się na poszukiwania takowego wynalazku.
No jasna franca, syfilis i trąd – na półkach nie ma normalnej kawy tylko instanty, nes(S)ki  (z całym szacunkiem -  Agnieszko :-D) i inne takie.
Błądzę więc po tych hektarach i kompletnie nie mam pomysłu, gdzie tego cholerstwa szukać.
Krążę, jak nie przymierzając sęp jakiś nad pustynią, aż się zdecydowałem jakiegoś sprzedawcy zapytać.
Pytanie od pewnej niezmiernie „dociekliwej i wcale nie złośliwej” Niewiasty już pewnie  wisi w powietrzu -  "to czemu, wołku zbożowy, wcześniej nie zapytałeś ???”
Ano z bardzo prozaicznego powodu – Panowie Sprzedawcy język angielski znają…….. pobieżnie (???) Tak, dobre słowo- pobieżnie :-DDDD
Ale wyjścia nie ma – sam nie znajdę.
Zapytałem jednego sympatycznego młodego człowieka. Miał wielkie znaki zapytania w oczach.
Nic, to Baśka, nic to......” próbuję dalej .
Drugi Pan – bardziej komunikatywny, gdzieś mnie prowadzi.
Kurde, co jest?
Stoiska z fasolą, ziołami, orzechami, migdałami i innymi tego typu wynalazkami.
Ale, ale......   coś tu jeszcze jest :)
W wielkich kulach szklanych, takich jak kiedyś sprzedawano cukierki  – kawa w ziarenkach.
Byłem wniebowzięty. Tak, ale co z  tym kardamonem ???
Dobra, podchodzę do Pana Kawopodawcy – i miłe zaskoczenie – przyjazna dla ucha angielszczyzna :-DD
No to jesteśmy w domu :)
Z „coolem” na pysku proszę pana o kawę z kardamonem :)
A Pan pyta „jaką" ?
Dobrą" – odrzekłem.
To Pan prowadzi mnie do kul i opowiada, że ta turecka, to jest w 3 gatunkach i powinna mi zasmakować. OK, ale gdzie jest kardamon ???
Wybrałem mocno paloną i czekam.
Pan pomknął z ładunkiem kawy do młynka……… wyjął ………… sproszkowany kardamon i zapytał ile ma dosypać .
Lubię mocno kardamonową, więc Pan od serca sypnął, wymieszał najpierw z całymi ziarenkami wyćwiczonymi barmańskimi ruchami, wrzucił „zusammen do kupy”  do młynka i ... gotowe.
O innych zakupach – przy okazji :P




5/30/2013

Baczność ! Na prawo patrz ! - czyli prawie jak na defiladzie :)

15
Baczność !  Na prawo patrz !  -  czyli prawie jak na defiladzie :)
Cosik się ostatnimi czasy „lekko” ociepliło, to na ołtarzu wygody złożyłem insygnia pozycji mej czyli krawat i garnitur na rzecz koszul oddychających, spodni casualowych i …….czapki „The North Face”
Wszystkie elementy mojej odzieży są w podobnych kolorach,  bo lubię takie piaskowo- pustynne barwy.
Cóż, niektórzy zaczęli mieć jakieś dziwne skojarzenia, bo już od kilku dni strażnicy w firmie mi …….. salutują :).
Jakby się dobrze przyjrzeć, to faktycznie od pierwszych „kolekcji" Hugo Bossa moje ciuszki różnią się niewiele.
Kompletnie nie wiem, co o tym myśleć, ale jakby głębiej popatrzeć w me piwno - zielone oczęta oraz na łeb w kolorze blond (z dużą domieszką siwego ;-P ) to może jest w tym jakaś logika :-DDDD

Stanisław Wyspiański - Ludwik Solski jako stary wiarus w "Warszawiance".



5/29/2013

Wizowy zawrót głowy czyli złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma

O aspekcie saudyzacji w biznesie pojawiały się zarówno wypowiedzi Marka, jak i moje.
Dziś dorzucę kolejną historię z życia wziętą.
Niedługo kończy mi się wiza biznesowa, a firma zdecydowała się mnie zatrudnić na stałe (czyli na 2-letni kontrakt).
Do tej pory, jako firma mająca duży procentowo udział pracowników saudyjskich w stosunku do  obcokrajowców uzyskanie wizy było łatwe, lekkie i przyjemne.
Jednak od dwóch miesięcy został wprowadzony nowy system.
Opisywani prze Marka pracownicy, którzy „wiali" stąd na potęgę byli bardzo ciekawym przypadkiem.
Okazuje się, że istniało coś takiego jak „free visa”  .
Na czy polegał ten wynalazek?
Z relacji moich saudyjskich Kolegów wyłonił się następujący obraz.
Ktoś zakładał firmę pośrednictwa pracy i na tej podstawie „importował" pracowników. To gdzie Oni trafiali i na jakich warunkach zależało od pośrednika.
Tak działały (działają ???) np. agencje zatrudniające maidy.
Nie wiem, bo nikt mi nie umiał odpowiedzieć na to pytanie, czy obecna 60 dniowa karencja” na „zalegalizowanie" pracowników u konkretnego pracodawcy (jakby go nazwać „finalnego”) dotyczy również tego obszaru.
Pewne jest tylko jedno – że pracownicy budowlani, jeżeli nie są ścigani przez prawo mogą się na podstawie tych poprzednich wiz zatrudnić w nowych firmach bez konsekwencji.
Dla firm to jest świetna wiadomość - ludzie są już na miejscu  i nie trzeba płacić za ich przylot czy pierwszą wizę.
I niby fajnie dla firm, ale konsekwencja jest jedna.
Firma, która nie „zalegalizuje” pracowników, nie założy im np. kont w bankach (jako dowód na uczciwe i terminowe wypłaty) będzie mała solidne kłopoty po okresie „vacatio legis”.
Poprawi to sytuację tych ludzi w KSA na pewno i ukróci praktyki zdecydowanie nieuczciwe.
Tylko na razie jest całkowicie wstrzymane wydawania jakichkolwiek wiz, żeby sprawdzić, czy firma po legalizacji pracowników ma jeszcze jakąkolwiek pulę wizową:)
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – najwyżej spędzę część wakacji w Polsce nie tracąc urlopu :-D
Mam tylko nadzieję że się ociepli i przestanie lać, bo przy tych temperaturach, jakie są w Ojczyźnie założyłbym kurtkę puchową wychodząc  po chleb do sklepu.

Więcej informacji znajdziecie tutaj 

5/29/2013

Praca dla audytora - ktokolwiek widział, ktokolwiek wie, ktokolwiek zechce pomóc

Praca dla audytora - ktokolwiek widział, ktokolwiek wie, ktokolwiek zechce pomóc
Drodzy Moi Czytacze
Wielu z Was zagłada tutaj codziennie, wielu odwiedza ten blog okazjonalnie, ale niezależnie od tego jak często tutaj bywacie mam do Was ogromną, gorącą prośbę. 
Prośbę o pomoc w znalezieniu pracy dla mojego serdecznego Kolegi.
Jeśli usłyszycie, przeczytacie, dowiecie się o wolnym stanowisku dla doświadczonego audytora - skontaktujcie się ze mną proszę tutaj

Poniżej krótkie resume mojego Kolegi

Audytor wewnętrzny z ponad 10-letnim doświadczeniem w międzynarodowych koncernach - w handlu detalicznym i hurtowym, usługach oraz ubezpieczeniach.
Cechują go wysoko rozwinięte umiejętności interpersonalne, szerokie i zaangażowane spojrzenie na firmę oraz zasady etyczne

Posługuje się swobodnie językiem angielskim i niemieckim i chętnie zasili szeregi ....  Polonii na Bliskim Wschodzie lub innym zakątku naszej planety


5/28/2013

Kolejna drogowa ciekawostka czyli ręczne sterowanie światłami

27
Kolejna drogowa ciekawostka czyli ręczne sterowanie światłami
Spora część skrzyżowań w Al.-Khobar i okolicach ma sygnalizację z takim wynalazkiem jak wyświetlacz czasu, który pozostał do zmiany koloru.
Rzecz wygodna niesamowicie, w Polsce też występująca, ale niezwykle rzadko.
Ale jak powiadają Francuzi  „Lepsze jest wrogiem dobrego
Jak „udoskonalić" takowy system ?
Ano ustawić przy sterowniku Pana Policjanta, który osobą własną podejmuje decyzję kiedy światło zmienić.
I potrafi...  zatrzymać czas - taki „czasowstrzmywacz” znaczy się :)
Tak więc stoję sobie grzecznie w rządku, czekam na zmianę światła, jest jedna sekunda do zielonego, to zdejmuję nogę z hamulca i …..   muszę ją błyskawicznie położyć z powrotem,  bo wjechałbym w tył gościa przede mną .
I tak ta saudyjska "jedna sekunda" paliła się przez jakieś kolejne 30 sekund.
A później – ni z gruchy ni z pietruchy robi się zielone.
Zabawa ta działa w obie strony – dojeżdżasz do skrzyżowania – masz 30 sekund.
Nagle robią się 3 i wpadasz na skrzyżowanie w „blasku fleszy
Jakby ruch drogowy był tutaj mało skomplikowany :)

5/27/2013

Karta Western Union czyli niekończąca się opowieść

Karta Western Union czyli niekończąca się opowieść
Wiadomo, że jak ktoś ma monopol, to się specjalnie z klientami liczyć nie musi.
Tak jest w przypadku Western Union w Arabii Saudyjskiej.
Ostatnio, jak wysyłałem pieniądze do domu, to moja karta była zablokowana, bo jakiś „inteligentny inaczej” uznał na podstawie tylko sobie wiadomych powodów, że skończyła mi się wiza.
Poprzednio odstałem swoje w kolejce (jakieś 2 godziny) ale nie byłem sam.
To wysłałem na kartę mojego kierowcy.
Bo wykonaniu pierdyliona telefonów i ….użyciu kalkulatora ( bo to trudno policzyć ile jest 6 miesięcy do lutego) okazało się, że jednak moja wiza jest ważna i od jutra karta będzie działać, jak powinna.
Od tamtego czasu minęło już półtora miesiąca, to chciałem wysłać kolejny przelew.
Ale zanim stanąłem w kolejce, profilaktycznie zapytałem….tego samego faceta, który mi powiedział, że karta zacznie działać od jutra.
Efekt? Nie działa. Kolejny pierdyliard telefonów, kalkulator, skan paszportu i wizy itd.
Ma do mnie zadzwonić………jutro – po 11 AM.
To czekam. Ale myśl o tym, że niedługo już będę miał normalne konto i nie będę musiał korzystać z tej firmy bardzo mi poprawia nastrój.

5/27/2013

Nie wpuszczamy bez krawatów, bo Klient w krawacie jest mniej awanturujący się

Dziś dosłałem maila od oburzonej Czytelniczki, że czuje się oszukana przez brak wpisów w okresie „niemania” przeze mnie Internetu.
Z jednej strony – duma mnie rozpiera, ale z drugiej ….
Nie chcę pisać „na siłę”, więc jak nic się ciekawego nie dzieje lub wystąpią „obiektywne czynniki” to nie pojawia się żaden wpis.
Tak więc proszę o wyrozumiałość, bo nawet tutaj (stety  czy niestety – zależy to od punktu widzenia)  nie każdego dnia dzieje się coś interesującego, godnego przekazania Wam - Moje Drogie Czytelniki.

5/26/2013

U fryzjera czyli ... poczułem się dziwnie

50
U fryzjera czyli ...  poczułem się dziwnie
Kolejne postrzyżyny odbyły się w atmosferze dyskusji o dzisiejszym finale Ligi Mistrzów, bo jak chyba większość Turków mój Pan Fryzjer jest wielkim fanem futbolu.
Tak więc byłem strzyżony, z namaszczonym jakimś kremem  pyskiem i puszczoną na twarz parą.
Zakres usług, które są na mnie przeprowadzane (bez pytania mnie o zdanie) zwiększa się z wizyty na wizytę (ich cena również niestety wzrasta o kolejne kilkanaście SAR).
Tak więc dziś doszedł jeszcze masaż twarzy, oraz wcieranie jakieś podejrzanej substancji w mój krótko ostrzyżony łeb.
I wszystko niby OK, ale poczułem się lekko dziwnie, kiedy uświadomiłem sobie jak to z boku wygląda - siedzi sobie na fotelu facet (ja) w jakieś maseczce na twarzy, a obsługuje go drugi facet ubrany…….  w różową koszulkę polo :)

ps. Jakoś sobie nie przypominam, żeby mi w Polsce jakiś Pan Fryzjer nakładał maseczkę na twarz, może tak się robi w salonach fryzjerskich dla Pań, ale widocznie co kraj, to obyczaj :D

Źródło

5/25/2013

Formowanie chusty czyli „dzióbek”

30
Formowanie chusty czyli „dzióbek”
Chusty (ghutra) noszone przez Saudyjczyków na głowach mają pewną charakterystyczną cechę –  powinny (muszą ???) mieć starannie uformowany „dzióbek” dokładnie po środku czoła.
Podejrzewam, że jest do tego potrzebny trening równie solidny, jak do wiązania krawata, bo kilku moich Kolegów, kiedy poprawia nakrycie głowy robi to z dużym zaangażowaniem i powagą na twarzy.
I od razu miałem skojarzenie z jednym polskim filmem - z Markiem Kondratem i Miśkiem Koterskim w rolach głównych :-D

Ciekawostka - chyba najbardziej rozpoznawalnym Europejczykiem, który nosił ghutrę (lub kefiję - bo z tego co wiem, nazwa zależy od regionu) był Thomas Edward Lawrence - znany pewnie wszytkim jako Lawrence z Arabii propagator powstania samodzielnego państwa arabskiego.
Postać niezwykle barwa i z pewnością nietuzinkowa - brytyjski ofcer, archeolog, podróżnik - poliglota (znał m.in. arabski i grekę) w jednej osobie. Autor książki "Siedem filarów mądrości"
W latach 1916-1918 walczył wraz z arabskimi powstańcami przeciwko armii tureckiej m.in. na terenach obecnej Arabii Saudyjskiej. Miał wówczas 28-30 lat.
Nie jest jednak do końca jasne co nim kierowało. Czy rzeczywiście chciał pomóc w utworzeniu państwa arabskiego, czy też dbał jedynie o interesy Wielkiej Brytanii na Bliskim Wschodzie.

ps. Znawcom tematu nakryć głowy w krajach arabskich będę wdzięczny za informacje, jak się one nazywają w poszczególnych krajach i czym oprócz koloru i sposobu noszenia się różnią.

Portret namalowany przez Augustusa Edwina Johna w 1919 roku. Na tym portrecie ghutra (lub kefija) nie ma uformowanego "dzióbka"

Thomas Edward Lawrence - zdjęcie z 1917 r. zrobione na terenach Arabii Saudyjskiej ok. 150 km od  Jeddah
Żródło zdjęć - Wikipedia

5/24/2013

Ponowne nocne powroty czyli blisko, coraz bliżej

34
Ponowne nocne powroty czyli blisko, coraz bliżej
Wczoraj do imieninowej Iwonki udałem się razem ze „świeżynkami Zatokowymi"  czyli Adamem i Michałem.
Jednak chłopaki, jako że dziś pracują szybko się udali do miejsca zakwaterowania i z mojej sprytnej metody odwrócenia uwagi od moich zeszłotygodniowych peregrynacji po Prowincji Wschodniej nic nie wyszło.
Przeszedłem szkolenie z zakresu odróżniania Toyoty od Chevroleta, odróżniania kolorów białego od innego, lekko szarego i musiałem znosić inne drwinki i dowcipne uwagi moich niezawodnych w tej materii kolegów.
Celował w nich oczywiście Wituś, który gonił za nami przez trzy skrzyżowania :).
Wszystkie te uwagi były, niestety uzasadnione bo „od drzwi do drzwi” jadąc zgodnie ze wskazówkami jest 3,5 km.
Acha, oczywiście na koniec musiałem zdać egzamin w odróżnianiu skrętu w prawo od skrętu w lewo, potwierdzić, że tak wiem, jak wyglądają światła na skrzyżowaniu i co to znaczy „musisz skręcić dwa razy w prawo"  (Ha, ha  ha )
Ale przynajmniej do domu jechałem 7 min. -  z czego 4 stałem na światłach.

Toyota Camry - jaka jest każdy widzi :)





5/23/2013

Spotkanie po latach czyli .... właśnie zjadłem kabanosa :)

33
Spotkanie po latach czyli ....    właśnie zjadłem kabanosa :)
Fajnie jest mieć Kolegów, którzy z Kraju Ojczystego przybywają  i dobra wszelakie kulinarne dostarczają :)
Mam polski chlebek, pasztecik, kiełbaskę, kabanoski……………  mniam, mniam.
Nawet mam majeranek i mąkę żytnią oraz świeże drożdże.
Zawiozę to do Iwonki i będzie pyszny chlebek i może coś jeszcze np. ciasto drożdżowe....... ???
Jest to kolejny, dobitny dowód na to, że jestem patriotą kulinarnym.
Pewnie podobnie jak nasi sąsiedzi Czesi
Naród to spokojny i niewyrywny, ale jakby Im zabrać piwo i knedliki, albo znacząco podnieść ich ceny, to takiemu rządowi wróżyłbym „kryterium uliczne”.
Mnie  na obczyźnie, abym był był w pełni zadowolony z życia wystarczy polska kiełbasa, chleb i kiszone ogórki.
W państwach mniej niechętnych naszym przyzwyczajeniom kulinarnym dorzuciłbym golonkę, bigos i smalec.
I mogę do Polski nie wracać przez długie lata :)


5/22/2013

Zauważone w firmowym barze czyli ..... jednak można :)

26
Zauważone w firmowym barze czyli ..... jednak można :)
Z racji przedłużającego się remontu wnętrza mojego tureckiego baru zawitałem do firmowej jadłodajni.
Co mnie zaskoczyło ? - Dziś w menu była zmiana.
Pojawiła się fasolka z mięsem.
Jakby dobrze oko zmrużyć, to mogła uchodzić za fasolkę po bretońsku.
To się skusiłem.
Ale za smak to nawet w przydrożnym „Barze u Ziutka” klienci mogliby Panu Kucharzowi mordę obić :(
Ale nie o tym w temacie było.
Zobaczyłem tam niewiastę odzianą w……  spodnie, żakiet i jakąś bluzeczkę w kolorze écru (ha, zna się te języki obce, i nawet wie, że taki kolor jest :-DDDD )
Miała na głowie chustę, ale jakoś tak figlarnie zawiązaną, że co chwilę jej się zsuwała.
I kompletnie nikt  ne zwrócił Jej uwagi, że jest niestosownie ubrana (ale uwagę na Nią zwracali wszyscy, bo atrakcyjna była nad wyraz).
I co ???   Można ???
Można się ubrać nieco inaczej i nikt tu głowy nie urwie.

Fasolka po bretońsku 
wolałem podpisać, bo niewiele miała wspólnego w smaku z tym do czego przywykłem :( 

5/21/2013

Blog łączy ludzi czyli mam z klepania wymierne korzyści :)

26
Blog łączy ludzi czyli mam z klepania wymierne korzyści :)
Dzięki pisaninie poznałem kolejnego „świeżego Zatokowca” – Adama, który wiercić dziury w ziemi przyjechał.
Pojutrze przyjeżdża jeszcze jeden geolog – Michał  i obiecał przywieść mi …  pasztet  i  kabanosy  !!! :)
Wniosek z tego, że ciężka praca się opłaca.
Moje relacje z KSA – ja chłopaków wprowadzę w podstawy życia w Arabii Saudyjskiej (może nie tak dobrze jak mnie wprowadzano, ale lepszy rydz niż nic :D ), a w zamian za to zjem jakiś normalny posiłek.
Czyż życie jest piękne ? :)



5/20/2013

"Jest zima to musi być zimno” czyli wycieczka do Maroka na przełomie grudnia i stycznia :)

20
"Jest zima to musi być zimno” czyli wycieczka do Maroka na przełomie grudnia i stycznia :)
"Jest zima to musi być zimno” - był to nieśmiertelny tekst z „Misia”  którego nauczyłem przesympatycznego animatora w hotelu Albatros Beach.
Dlaczego ???  Bo mnóstwo Polaków zdawało Mu pytania:
- „Dlaczego jest tak zimno ?
- „Bo jak moi znajomi byli w lipcu, to było ciepło"  – to jest autentyk :-DDDDD.
Cóż, jakby popatrzyli na mapę, to by wiedzieli dlaczego jest max. +20 stopni a nie +40 :)
Nam i tak było wszystko jedno, bo mieliśmy zamiar pozwiedzać, a nie leżeć „martwym bykiem” przy hotelowym basenie i robić sobie zdjęcia pod jedyną hotelową palmą :)
Przygotowania do peregrynacji po Maroku Ola zaczęła już dwa miesiące wcześniej i zaczęliśmy poszukiwania w miarę taniej, ale jednocześnie dość wygodnej formy podróżowania..
I ...   udało się :)
Poznaliśmy, ale już na miejscu bardzo fajnego chłopaka, który nie stawiał sobie za punkt honoru obdarcie nas ze skóry, ale też chciał pokazać swój kraj od strony innej, niż tylko miejsca nawiedzane tłumnie przez turystów.
Wziął do pomocy jeszcze jednego kolegę i ruszyliśmy w podróż
Ale zanim pozwiedzacie z nami Maroko - dziś kilka migawek z Agadiru
W 1960 roku Agadir został dotknięty trzęsieniem ziemi, które zniszczyło miasto niemal doszczętnie.  
Król Mohammed V powiedział wówczas: "Jeśli przeznaczenie postanowiło zniszczyć Agadir, jego odbudowa zależy od naszej wiary i woli". Miasto odbudowano i jest dziś ono nie tylko ważnym portem rybackim i ośrodkiem produkcji cementu, ale przede wszystkim centrum turystycznym.

Zdjęcie powstało na suku położonym ok. 20 km od centrum Agadiru. Jest to suk dla miejscowych, a nie dla turystów. Nie wiedzieć czemu - ceny na niektóre produkty nawet 10x niższe :)


















Jeszcze jedno zdjęcie z suku

Przedstawiciel mniejszości etnicznej Gnaoua.  
Gnaoua - to głównie potomkowie niewolników z Afryki Centralnej, ale na przestrzeni tych kilkuset lat dochodziło do małżeństw mieszanych























No nie czułem się w tej sytuacji zbyt pewnie :( 
Całe szczęście że pod nóż, a potem na talerz trafiają tylko bardzo młode wielbłądy

























Się lekko panienka*** "zapieniła" jak się dowiedziała, że nie zapłacę za przejażdzkę równowartości dwóch średnich pensji :)   
***ps. jako środek transportu dla turystów pracują tylko wielbłądzice.


























"......No kiedy ten PKS przyjedzie ?......" :-DDDD
Do szkoły też mieli pod górkę, tak karma :)
Jak widać - nie tylko czerń :)





5/19/2013

Maroko - temat zastępczy - część pierwsza

14
Maroko - temat zastępczy - część pierwsza
Jako, że chwilowo nic się ciekawego w Arabii Saudyjskiej nie dzieje, Sri Lankę już dość dokładnie opisałem, a na wielu zaprzyjaźnionych blogach przewija się temat Maroka, to postanowiłem dołożyć swoje "trzy grosze" w postaci fotorelacji.
Tym razem żadna gadzina nie pokąsała Mojej Osobistej "Gadziny" więc obyło się bez zbędnych przygód.
Przejechaliśmy Nissanem Patrolem około 3000 km zwiedzając jedynie południowo-wschodnią część kraju i nadal mamy niedosyt. 
Dziś tylko kilka fotek na zachętę, a jutro postaram się, żeby post był bardziej "treściwy" :)
W międzyczasie miłośników kuchni marokańskiej zapraszam do zapoznania się z niektórymi przepisami na naszym drugim blogu - linki poniżej  :)
- kiszone cytryny (nasze właśnie się kiszą) 
- tajine wołowy
- tajine drobiowy
- mieszanka przypraw Ras el-hanout (w wersji możliwej do przygotowania w Polsce)
- kurczak w stylu marokańskim 

Nasza trasa w Maroku


















Bazę wypadową stanowił dla nas Agadir, gdzie zostawiliśmy nasze rzeczy.
Wbrew pozorom to bardzo ciekawe miasto, jeśli ..... wie się gdzie iść lub jechać :)
Ale o tym ... w następnej części :) 

Marina Agadir
Grobowiec marabuta*** - kilkanaście kilometrów od Agadiru










































*** - Marabut to termin którym określa się przywódcę duchowego lokalnej społeczności. Mimo, że Islam nie uznaje kultu świętych, to kult marabutów rozpowszechniony jest nadal głównie wśród Berberów w Maroku i Algierii. 
W okresie średniowiecza marabuci tworzyli bractwa wojowników, zamieszkujących w ufortyfikowanych, położonych zazwyczaj w pobliżu granicy klasztorach zwanych ribat. Z ich działalnością wiąże się także powstanie w XI wieku dynastii Almorawidów. 
Marabutem lub inaczej kubbą nazywane są także grobowce marabutów, które często stanowią miejsca pielgrzymek. 


Zdjęcie z naszej ulubionej serii  - "Życie codzienne"

























Dla każdego coś smacznego :)

5/17/2013

Polska potęga modową czyli skarpetki do sandałów rulezz :)

48
Polska potęga modową czyli skarpetki do sandałów rulezz :)
Kiedyś spotkałem Turków noszących skarpetki do sandałów i wydawało mi się, że to wpływ długoletnich stosunków handlowych (bardziej ze strony „prywatnego biznesu” lat 80-tych i początku lat 90-tych XX wieku  :D )
Ale z Arabią Saudyjską nie mamy aż tak długich wzajemnych relacji i osobiście nie spotkałem tutaj żadnego rodaka hołdującego tej „modzie” :)
Nie mniej jednak i  tutaj widuję miłośników tego jakże oryginalnego stylu.
Macie pomysł, jakimi drogami ta dziwaczna "moda" przywędrowała do Arabii Saudyjskiej  ???


Żródło



5/16/2013

Saudyzacja po raz drugi

Zainspirowany tekstem Marka  „Do pracy, rodacy” dodam swoje „trzy grosze” z punktu widzenia jedynego Europejczyka w firmie, a jednego z dwóch  w holdingu.
Moje piętro nosi nazwę „Mały Kair” ze względów oczywistych :)
Ale piętro trzecie jest w pełni „zsaudyzowane”
Na czym polega różnica ? Tam się mieści Administracja, a u mnie- tylko działy inżynieryjne :-DDD
Prywatny biznes to nie jest instytucja charytatywna tylko narzędzie do zarabiania kasy i „saudyzacja” tutaj przebiega nieco inaczej niż w przypadku firm państwowych.
Albo są zatrudniani fachowcy, którym trzeba płacić „państwowe” stawki, albo ludzie od przekładania papierów za „minimalna krajową” dla Sudi.
Pojawił się taki pomysł (nie mam wiarygodnych, potwierdzonych danych urzędowych, ale powiedział mi to człowiek znający temat) że Jego Wysokość zażyczył sobie, aby biznes prywatny podwoił stawki dla Saudyjczyków..
Biznes powiedział - „OK, jak będą dwa razy bardziej wydajni” .
I zaczęły się schody – bo w odpowiedzi państwowi urzędnicy stali się bardzo skrupulatni przy przyznawaniu wiz pracowniczych, szczególnie dla tych firm o niskim stopniu „saudyzacji”.
Teraz prywatny sektor kalkuluje, co mu się bardziej opłaca – zatrudniać Saudyjczyków za wyższe stawki, czy tylko ich "zatrudniać" aby się stan zgadzał i kazać tym, którzy zatrudnieni być muszą, zajmować się zadaniami pomocniczymi dla tych, którzy przynoszą firmie zyski.
Saudyzacja doprowadziła jednak na pewno do jednego efektu  – przynajmniej tu w „Trójmieście” . Jest co raz więcej taksówkarzy saudyjskich.
Kiedyś był to zawód „niegodny” poddanych Jego Wysokości.
Może być tak, że pojawi się jakaś zachęta dla biznesu – tak jak to usłyszałem od doświadczonego „Zatokowca” – np. zmiany dni weekendowych na piątek i sobotę w zamian za bardziej „zaangażowaną saudyzację”.
Ale póki co ci wykształceni i doświadczeni Saudyjczycy wybierają firmy z kapitałem państwowym powiązanym z firmami zachodnimi z dwóch powodów – dużo lepsze zarobki niż w firmach prywatnych oraz gwarancja zatrudnienia przez długie lata. Bo firmy państwowe – szczególnie tutaj - zagrożone upadkiem nie są. Czego już o firmach prywatnych (na całym zresztą świecie) nikt zdrowy na umyśle nie powie.

5/15/2013

Znowu dostałem wizę do Bahrajnu... :)

10
Znowu dostałem wizę do Bahrajnu... :)
Nic z tego nie rozumiem, ale mi to nie przeszkadza :)
Znowu dziś wypadł miesiąc (tutejszy) od mojego ostatniego wyjazdu kiedy to pierwszy raz taką trzydniową wizę otrzymałem.
Także w dniu dzisiejszym chciałem uzyskać potwierdzenie poprzedniej decyzji Panów Pograniczników z Bahrajnu.
Zapytali i owszem, który to jest „Pawal z Bolanda” i na tym się skończyło.
Zresztą pytali również o to przy wyjeździe z Bahrajnu.
Może nasi Rodacy czymś się ostatnio zasłużyli w Bahrajnie ???
Pojęcia nie mam.
Ale i tak mi się ta dzisiejsza wiza nie przyda bo w czwartek pracuję.
No, jak nie urok to przemarsz wojska.

*** Dla wyjaśnienia - zgodnie z informacjami Ministerstwa Spraw Zagranicznych - "Dla uzyskania przez obywateli RP wizy turystycznej wymagana jest obecność sponsora, który dopełni wszelkich formalności" - a ja takowego nie miałem, ani teraz ani poprzednio


5/14/2013

Sprzątanie czyli czego nie powinni robić faceci

43
Sprzątanie czyli czego nie powinni robić faceci
Zanim wszelkiego typu „kruki i wrony”  ….  wróć zwolenniczki równouprawnienia rzucą  się na mnie, jako „szowinistyczną męską świnię” proszę o doczytanie tekstu do końca :)
Mam w compoundzie zagwarantowane sprzątanie, więc skorzystałem z takiej usługi..
No i przybył Pan Sprzątający z brodą pokaźną, lecz ze sprzętu do sprzątania miał wątpliwej czystości szmatę oraz mopa, też w podobnej kondycji.
Pokręcił się trochę po moich „włościach” przestawiając wszystko do góry nogami.
Po nie więcej jak po pół godzinie uznał, że wystarczy tej krzątniny, popatrzył na mnie wymownie w oczekiwaniu dodatkowej gratyfikacji, a że się spieszyłem do wyjścia to „kwotę umowną” w wysokości 15 SAR-ów mu wręczyłem;.
Po powrocie chciałem ocenić efekty jego wytężonej pracy.
I tak – wanna brudna, jak była, podłoga jeszcze mokra, bo nie użył „zgarniaczki" do wody.
Ale szczytem wszystkiego jest blisko centymetrowa warstwa kurzu na lodówce.
I wracając do tytułu – kazać facetowi sprzątać, to tak jakby kurze kazać pływać.
Tak wygląda sprzątanie w całym KSA - trochę z wierzchu ogarnięte, a po kątach – strach się bać.
Czekam, aż Szacowna Małżonka przyjedzie……… to będę mógł maidę wreszcie zatrudnić :)



5/13/2013

O odnajdywaniu adresu słów kilka

O odnajdywaniu adresu słów kilka


Pisałem już wcześniej o adresach, ale patrząc na wpis Marka w „Beżowym świecie” chciałem dodać jeszcze inne metody odnajdywania pożądanego miejsca docelowego
Zasada, że coś jest koło czegoś i że „najpierw będzie pierwsza polanka, później będzie……… druga polanka, a potem to wedle tych trzech buczków” jak to Czereśniak tłumaczył  obowiązuje tutaj w całej rozciągłości :)
Jest jeszcze jedna metoda, którą opracowała Iwonka. Wybiera kilka map z netu oraz jakiejś sprytnej aplikacji w telefonie i drukuje mapę, a Robert dodaje komentarze w stylu  przysłowiowych „trzech buczków
Jest to możliwe, ponieważ tutejsze ulice są chyba nieco lepiej opisane niż w Rijadzie.
Ale jak ludzie będą odnajdywać właściwy adres w Jubail, które wygląda jak "Miasteczko Wilanów", to pojęcia nie mam. Wszystkie osiedla, które tam budują są prawie identyczne i jeśli nie pojawią się solidne oznaczenia dróg, to ludzie, żeby wrócić do domu będą musieli wyćwiczyć instynkt gołębia pocztowego.

Grafika pochodzi ze strony tutArk.pl




5/12/2013

Nie jeździłem na budowy to budowa przyszła do mnie czyli co komu pisane, to go nie minie

Nie jeździłem na budowy to budowa przyszła do mnie czyli co komu pisane, to go nie minie
Ze względu na zwiększoną ilość „kwitologii stosowanej” ostatnio czas spędzam w biurze.
Nie jest to moje ulubione zajęcie, bo bezpieczeństwo w moim pojęciu nadzoruje się w miejscu wykonywania prac, a nie zza biurka w klimatyzowanym biurowcu.
Niestety, czasami tak jest, że się trzeba z papierami barować :(
Ale budowy o mnie nie zapomniały
Ze względu na to, że budynek jest użytkowany już od ponad…………. roku wymaga on pewnych przeróbek :)
No więc, dzielni budowlańcy od środy zaczęli remont.
Ja mam w życiu takiego pecha, że zawsze mam „ambitnych" sąsiadów,  którzy swoje 40-metrowe mieszkania przerabiają na domek z ogródkiem .
Przez jakiś czas klątwa ta dotyczyła tylko mieszkań, teraz nawet w biurze mnie dopadła.
Tak więc panowie tną, wiercą, taszczą jakieś wory, płyty kartonowo - gipsowe w ogromnych ilościach i generalnie jest ich wszędzie pełno.
Oczywiście wszyscy defilują przed moim „akwarium” bo generalny front robót jest za moimi plecami.
Tak więc nie dość, że robię robotę której nie znoszę jak morowej zarazy, to jeszcze mam dodatkowe atrakcje w postaci remontu.
A to dopiero pierwszy dzień przedłużonego tygodnia pracy, bo najbliższy czwartek też mam "pracujący"


5/11/2013

Mowa gestów to jednak nie wszystko czyli jak się wczoraj wystraszyłem

20
Mowa gestów to jednak nie wszystko czyli jak się wczoraj wystraszyłem
W jednej ze swoich wcześniejszych relacji z centrum treningowego opisywałem Wam swojego instruktora pierwszej pomocy czyli Victora z Transylwanii.
Po kursie  wziąłem od Niego adres mailowy, ale nie zapisałem numeru telefonu.
Oczywiście notatka z adresem zaginęła w pomroce dziejów i przeprowadzek, a do centrum jakoś nie było mi po drodze.
Góra z górą się nie zejdzie, ale człowiek z człowiekiem zawsze, to się natknęliśmy na siebie  tydzień temu na deptaku Cornishem zwanym.
Udało się nam wczoraj spotkać i zaczęliśmy opracowywać plan wspólnych nurkowań, bo Victor jest Course Directorem  NAUI, a ja na ten rok zaplanowałem zrobienie uprawnień instruktorskich..
Dzień spędziliśmy na przygotowaniach i określaniu czasu i miejsc, które trzeba tutaj odwiedzić, ocenialiśmy też basen i możliwość wykorzystania go do celów treningowych :D
Po wieczornej shishy odprowadziłem Victora do bramy, w celu zawezwania taksówki.
Tu zaczęły się schody, bo Pan Strażnik po angielsku mówi  mniej więcej tak samo dobrze, jak my po arabsku  :) 
Słowo „taxi” zrozumiał, ale zaczął coś wspominać o jakiejś „limousine”.
Victor się nieco wystraszył, bo szejkiem nie jest, a wizja 15 metrowej.„limousine”  przeraziła Go z oczywistych względów.
To zaczynamy tłumaczyć, że zwykłe taxi nie limuzyna. Pan Strażnik  zadzwonił do jakiegoś kolesia od "przewozów regionalnych" ale i u niego z angielszczyzną nie było za bogato.
Wspólnymi siłami udało się mam jednak przekazać wiadomość skąd i gdzie ma pojechać.
W pełni usatysfakcjonowani zaczynamy uprzejmą rozmowę z Panem Strażnikiem.
Oczywiscie padło pytanie:  „A skąd jesteście ?
Rumunia i Transylwania nie zrobiły na Panu Srażniku większego wrażenia, ale Bolanda już tak.
Pan Strażnik szalenie rozentuzjazmowany zaczyna się uśmiechać, wymachiwać rękoma i pokazywać…....  strzelanie mówiąc „Bolanda  goooood  bang, bang
O jasna cholera o CO MU CHODZI ???????????????
Pytam grzecznie:
- „Bolanda bang, bang ???  Why ???”’
Pan Strażnik:
- „Yes, good bang bang Bolanda"  i  znowu pantomima ze strzelaniem.
Pierwsza moja myśl -  „skąd Ty, człowieku jesteś ???
A jak to np. jakiś Irakijczyk i  „Bolanda bang, bang good" oznacza, że miał okazję spotkać polskich żołnierzy w swoim kraju  ????????????????????.
Lekko mnie zmroziło, ale brnę dalej próbując  „wyczaić"  o co się "panie rozchodzi"
W końcy Pan Strażnik wziął …  karteczkę, ołóweczek i…………..   narysował (całkiem udanie zresztą) ….  JELENIA 
Okazało się, że albo On sam, albo ktoś z jego znajomych polował w Polsce.
Bardzo zachwalał ceny – za pozwolenie odstrzału jelenia 3000 SAR, a za strzelanie do tarczy tylko 25 SAR.
Może to się teraz wydaje śmieszne (nie, teraz to jest śmieszne), ale mnie jakoś wczoraj wcale na początku do śmiechu nie było .


5/10/2013

Podatku dochodowego nie ma, ale…..

10
Podatku dochodowego nie ma, ale…..
W zamian za to są baaardzo wysokie cła na produkty europejskie.
Najprostszy przykład to ceny np. napojów czy sera żółtego.
Można kupić Pepsi w puszce produkowaną w KSA za 1,5 – 2, 0 SAR albo „oryginalną” angielską Pepsi za ….  - 8,00 SAR.
Dokładnie takiej samej pojemności.
Żółte sery – podobnie.

Ser (naprawdę smakowity), produkowany na miejscu kosztuje 40-50 SAR.
Ale już ser tego samego typu czyli np. mój ulubiony Cheddar produkowany w Holandii lub w Irlandii – 2 razy tyle.
Różnic w smaku nie odkryłem  (kupowałem irlandzki na promocji), tak więc płaci się za snobizm :).
Owoce krajowe są prawdopodobnie dotowane, bo obecnie kilogram melona miodowego kosztuje niecałe 4 SAR.
Ale jabłka z importu – już 17-26 SAR.
Czyli nie jest tak, jak u nas, że nie stać Cię na jabłka, natomiast na banany i owszem :-DD.
Dziwnie to wygląda, bo przecież nasza żywność też jest mocno dotowana – przez dopłaty bezpośrednie do rolnictwa, a jakoś się to na ceny w polskich  sklepach nie przekłada :(


Mój ulubiony zestaw - holenderski Cheddar i czarne winogrona ....


Smacznego :)



5/09/2013

Piaskiem po oczach czyli wieje z nad pustyni

22
Piaskiem po oczach czyli wieje z nad pustyni
Temperatura jest, jak na tę porę roku – bardziej niż znośna (tak przynajmniej twierdzą „tubylcy”), bo nie przekracza 35-38 stopni.
Ale dziś widoczność była mikra i dało się odczuć, że jest to jednak kraj pustynny :)
Wszędzie pełno beżowego pyłu, czego już doświadczałem na budowach, ale w mieście po raz pierwszy.
Na pierwszy rzut oka – mgła. Ale strasznie sucha i upierdliwa.
Pył jest DOKŁADNIE wszędzie :)
Nie przeszkodziło mi to w odbyciu mojej codziennej wędrówki na obiad.
Nie robię tego tylko z powodów „ konsumpcyjnych”, ale również po to, żeby "uświadomić moim nogom, że w dalszym ciągu traktuje je poważnie"
Nie tylko jako podpórkę „rzyci” przy siedzeniu na fotelu, lub lewą jako zbędny dodatek w samochodzie, bo jeżdżę automatem.
Tylko …...... . wszyscy mają mnie tu za wariata :D
Przecież mam służbowy samochód, to po jaką ciężką cholerę łażę po tym skwarze ???
I nie przetłumaczysz nikomu, że jest to, poza nadmorskim deptakiem, jedyne miejsce jakie znam gdzie mogę się przespacerować.
Na odcinku kilkuset metrów zaproponowali mi podwózkę:
- dwaj koledzy z firmy,
- firmowy kierowca,
- taksówkarz
- znany mi z widzenia Saudyjczyk z pobliskiego biurowca :-D
Pewnie myślą o mnie to samo, co Gall Obelix o Rzymianach  -  "ale głupi ten Europejczyk" ;D

Autor zdjęcia - Piotr Rurański

5/08/2013

Wpis branżowy czyli ochrona przeciwpożarowa po saudyjsku

Wpis branżowy czyli ochrona przeciwpożarowa po saudyjsku
Pisałem już kiedyś o tym, że KSA szybko się w ostatnim czasie zmienia.
Dotyczy to bardzo wielu aspektów – od kwestii obyczajowych, przez przepisy  ruchu drogowego, aż po moją główną i ulubioną branżę czyli bezpieczeństwo pożarowe.
Ochrona przeciwpożarowa w KSA podlega Obronie Cywilnej (której elementem jest Straż Pożarna – dokładnie odwrotnie niż u nas :D ).
Do tej pory przepisy ppoż. były……..  no powiedzmy, że były...  :)
Teraz się to zmieniło i już samo przyniesienie dokumentów do aprobaty nie wystarczy.
Powstał wydział, który u nas nazywa się Kontrolno-Rozpoznawczy (lub jak kto woli – prewencja).
Teraz na odbiór budynku musi przyjechać funkcjonariusz tego wydziału, osobiście zobaczyć obiekt i dopiero po oględzinach wydaje pozwolenie na użytkowanie.
Jest tylko jeden problem – we wszystkich trzech miastach jest tych funkcjonariuszy …..   trzech :)
To byłoby uciążliwe nawet w Polsce – a przecież tutaj buduje się znacznie więcej.
Tak więc pomysł znakomity, tylko jakby realizacja kuleje.
U nas w prewencji pracują prawdziwi „stachanowcy”, którzy dobrze  znają się na swojej robocie.
Tutaj ducha stachanowskiego nie uświadczysz, tak więc na odbiór budynków „trochę"  trzeba poczekać :-DDDD


Z wizytą w "bratniej" jednostce Straży Pożarnej w ...  Kalutara (Sri Lanka)

5/07/2013

Czkawka cwaniaka czyli jak się kończy robienie mnie w „bambuko” - Sri Lanka część piąta

18
Czkawka cwaniaka czyli jak się kończy robienie mnie w „bambuko” - Sri Lanka część piąta
Pisałem wcześniej o „chłopcach z plaży” i jednym cwaniaczku, który mnie naciął pierwszego dnia.
To nie był jego jedyny występ, ale opiszę Wam ten, który podobał mi się najbardziej.
Poznaliśmy na Sri Lance kolesia, który wraz z małżonką przyleciał tutaj na tygodniowe wakacje.
Na potrzeby naszej opowieści nazwijmy go "Bodziem", bo jakoś nie lubię tego imienia - ale to z zupełnie inna historia :- ).
Otóż nasz "Bodzio" już w samolocie dał pokaz inaczej pojmowanej kultury – ale wiemy o tym tylko z relacji osób, które z nim podróżowały.
Nawalił się podobno jak stodoła wuja Mietka po żniwach i brewerie zaczął wyczyniać takie, że mało go inni pasażerowie w locie nie wysadzili, a obsługa w Bahrajnie podczas międzylądowania.
Przyjechał i zaczął się zachowywać tak, jak nasi legendarni rodacy w Egipcie, korzystający z wyjazdów „last minute”  na tydzień za kilkaset złotych.
Facet był w stanie doprowadzić do rozpaczy praktycznie całą obsługę i np. oczekiwał, że ktoś będzie za niego załatwiał tak ważne „życiowo” sprawy, jak poszukiwanie jego rzekomo skradzionych kąpielówek itp.
Ale trafiła kosa na kamień – czyli na naszego lokalnego cwaniaczka Silvę
W jakiś niepojęty sposób udało im się porozumieć i lokalny cwaniaczek  obiecał mu zakupić kartę pre-paidową do telefonu, żeby nasz Bodzio do znajomych i rodziny z wakacji tanio mógł zadzwonić.
Jak obiecał – tak zrobił. Kupił kartę, skasował Bodzia na kilkadziesiąt „baksów” (karta w rzeczywistości kosztowała 3 USD) i poszedł.
Bodzio po włożeniu karty zdążył tylko powiedzieć  „Cześć k...…, Zdzisiu z wakacji do Ciebie dzwonię ze Sri Lanki” i…  się skończyły minutki :)
Bodzio zaczął poszukiwać lokalnego cwaniaczka, zemstę mu srogą obiecując.
Zauważył go przed hotelem i kłusem ruszył w pogoń.
Lokalny cwaniaczek wpadł do sklepu naprzeciwko i ewakuował się oknem. Bodzio - za nim, ale że tuszy był pokaźnej, więc w okienku utknął :-DDDD.
W kilku go musieli wyciągać, ubaw mając po pachy.

Ja lokalnemu cwaniaczkowi zapowiedziałem, że był to jego ostatni numer z Polakami, bo następnym razem skończy się to moją wizytą u Panów Policjantów z Policji Turystycznej i będzie miał przez dłuższy czas widok na "firanki w szkocką kratę"
Ale do furii doprowadzało go co innego – oficjalnym organizatorem praktycznie wszystkich wyjazdów polskich grup, niezależnie od kierunku, potrzeb i ilości osób został Deepal .
Widział, że również jeżeli chodzi o prezenty (bo tak się składa, że większość rodziny Deepala ma urodziny w okresie okołoświątecznym – w sensie Bożego Narodzenia) nie jesteśmy z Olą skąpi :).
Tyle zyskał, że jak mnie widział, to zębami zgrzytał, bo wszystkich nowo przyjeżdzających ostrzegaliśmy przed nim i jego „usługami”.


Dopisek od Oli
Podczas naszych pobytów na Sri Lance Paweł sporo czasu spędzał na nurkowaniu. Po moim powrocie do zdrowia, dostałam "ochronę" w osobie przesympatycznego Kalu***
Kiedy Paweł jechał nurkować, gdziekolwiek się nie ruszyłam Kalu szedł ze mną choć starałam się mu uciekać, jak tylko mogłam.
Pewnego razu poszliśmy z Kalu na spacer. Po drodzę spotkaliśmy Bodzia, który co prawda pijany jeszcze nie był, ale kilka drinków tego dnia już chyba miał na koncie. Bodzio prawie nie mówił po angielsku, więc odezwał się do mnie w mniej więcej następujących słowach.
"Powiedz, k.....  temu czarnuchowi, żeby mi papierosy przyniósł"
Moja odpowiedź była dość krótka:
"Dla Ciebie to nie jest żaden "ten" tylko PAN Kalu, a papierosy możesz sobie kupić sam"
Bodzio jeszcze coś tam mamrotał pod nosem, ale Kalu i ja poszliśmy dalej konwersując sobie radośnie w łamanym angielskim, przeplatanym łamanym syngaleskim i doskonale opanowanym "machanym rękoma" :)

*** Paradoksalnie - Kalu w języku sinhala oznacza "czarny", ale tego Bodzio raczej nie wiedziął  :D
Sinhala jest jednym z trzech oficjalnych języków używanych na Sri Lance (pozostałe dwa to tamilski i angielski). Posługuje się nim ok 18 milionów ludzi. Najstarsze znane dokumenty napisane w tym języku pochodzą z VI w p.n.e.

Kalu z wnukami

 
Kalu i Moja "Gadzina" :D

Idziemy na wesele - 
od lewej: Ola, Księżniczka Dulmini, Sabee i na końcu Deepal